wtorek, 11 października 2016

"People's lives don't end when they die. It ends when they lose faith."

                  —No i co ja mam zrobić?—    Westchnęłam cicho siedząc na małym balkoniku. Podciągnęłam delikatnie kolana pod brodę, spoglądając na stojący przede mną stolik na którym znajdował się kubek z parującą herbatą. Objęłam ciepłe naczynie wąchając przy tym piękny zapach imbiru i malin.
Miałam całkowity mętlik w głowie. Wizja rozpoczęcia treningu była czymś niewyobrażalnym. Przecież ja nie znam tego całego "świata ninja". Kunai trzymałam przez chwilę kiedy musiałam go podać Shikamru, bo ta pierdoła oczywiście wszystko gubi.  Nawet nie wiem czy fizycznie będę w stanie spełnić oczekiwania piątej. Niby nie mam jakiegoś braku kondycji, w sumie taniec nie był głupim pomysłem. Dzięki temu moje ciało pozostało jeszcze gładkie i jędrne. Jednak niecałe 52 kilo i 165 centymetrów to wcale nie jest coś powalającego. Przecież większość ludzi jest stanie mnie przewrócić skinieniem palca.    
                  Rozmowa z panią Itami była najgorszym doświadczeniem w ciągu ostatnich kilku dni. Biedna kobieta z załamanym głosem stwierdziła, że nic się nie stało, jednak ja oczywiście wpadłam w niewiarygodne poczucie winy. Biedna staruszka została sama ze swoją kawiarenką, a ja miałam bawić się w jakieś "ninja".
   —Co tak późno?—     Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Lee gdy wchodziłam na miejsce treningu. Byłam jakieś dziesięć minut za wcześnie, ale znając brewkę to siedzi już tutaj od wschodu słońca. Nagle podszedł do mnie Shikamaru i z uśmiechem mi oznajmił, że dzisiejsze ćwiczenia zaczynam z klonem Gaia. Mój zachwyt był równy zeru.
            *****************************************************************

                  —Czy już możesz mnie zabić?—    Ledwo dysząc dotarłam do Shikamaru. Bezsilnie opadłam na trawie. Rozgrzewka i "krótki" bieg według Lee to był mój nowy istny koszmar. Chyba przez tydzień będę śniła o tych czterech kilometrach.    —To dopiero początek!—    Krzyknął uradowany brewka robiąc w między czasie kilka pompek. W sekundę posłałam w jego stronę karzące spojrzenie.    —Możesz mi powiedzieć na co komu ten cyrk?—    Wyszeptałam do bruneta który w tym samym momencie gasił papierosa.    —To jest moje zadanie Yuki...—    Westchnął ciężko spoglądając mi prosto w oczy.    —Ty wiesz wystarczająco.—    Odparł ze spokojem. Wzburzona jego odpowiedzią w sekundę podniosłam się na nogi. Jak on śmie utajać przede mną informacje związane z moją osobą? Ma ciekawą definicję słowa "przyjaciel".    —Cześć landrynko!—    Usłyszałam radosny głos, podnosząc wzrok ujrzałam przed sobą znanego mi blondyna.    —Naruto! Nie mogę uwierzyć, że też w tym bierzesz udział. —    Odparłam z uśmiechem na twarzy. Uśmiech tego chłopaka był zbyt zaraźliwy by go nie odwzajemnić. Jednak gdy przetrawiłam wszystkie informacje zadowolenie momentalnie zniknęło z mojej twarzy. Mój organizm przejęła wściekłość. Nie widziałam sensu tych ćwiczeń,  a do tego angażowanie w to moich bliskich było dla mnie zbyt żenujące.    —Będzie dobrze.—    Usłyszałam głos Shikamaru za moimi plecami, a jego dłoń powędrowała na moje ramię. Poczułam jak przeszedł mnie dreszcz.
                  —To już wiesz co robić?—    Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Naruto. Spojrzałam się na stojącego kilka metrów ode mnie chłopaka. Oboje trzymaliśmy w rękach kunai.    —Czy naprawdę muszę? Może powinnam poćwiczyć  z Konohamaru, jemu przynajmniej nie zrobię krzywdy... —      Zaśmiałam się ironicznie spoglądając na Uzumakiego. Westchnęłam cicho i nim się spostrzegłam biegłam w stronę "rywala".    —Jak?—    Szepnęłam do siebie patrząc do tyłu. Oczywiście ten dureń nie mógł mi powiedzieć, że użyje na mnie techniki imitacji cienia. Idiota, już ja mu pokażę.
Bezsilnie wykonywałam ruchy jakich oczekiwał Nara. Czułam się  jak gdybym latała, te wszystkie obroty i wyskoki. To było urzeczywistnienie mojego snu.
Wymienialiśmy z Naruto ciosy, widać że chłopak starał się robić wszystko  by mnie nie skrzywdzić. Nagle zatrzymałam się, a moje dłonie zaczęły robić dziwne gesty. Po jaką cholerę on to robi.. Kątem oka dostrzegłam stojących w cieniu drzewa kapitanów, w tym samym momencie czując silne odepchnięcie.
                  Co do?! Całe zamieszanie trwało sekundę. Gdy dym opadł zobaczyłam przed sobą drewnianą komorę, wyglądało to jak skorupka jajka wokół której tańczyła wiązka elektryczna. Moje tęczówki automatycznie się powiększyły. Szybko odskoczyłam bezwolnie upadając na trawę. Do jasnej cholery ja chce wrócić do mojej kawiarni! Z niedowierzaniem patrzyłam jak skorupa pęka ukazując mi Yamato zasłaniającego Naruto.
Yuki!—    Usłyszałam krzyk Shikamaru, który w sekundę pojawił się obok mnie.       —Jesteś cała? Jak się czujesz?—   Zdenerwowany patrzył na mnie dłonią dotykając mojego czoła.    —Wszystko jest dobrze..—    odparłam oschle dłonią zabierając jego rękę.    —Muszę już iść, przepraszam...—    Podniosłam się z ziemi starając uniknąć jakiekolwiek kontaktu wzrokowego. Wychodząc z sali czułam jak łzy napływają mi do oczu. W pośpiechu kierowałam się do domu.

1 komentarz:

  1. świetny rozdział czekam na wiecej:D ciągle sie zastnanawiam co bedzie dalej ahh ta nutka tajemniczosci :D

    OdpowiedzUsuń